O "Mission" można powiedzieć jak z kiepskiej serii zrobić fajną serię. A o Bondzie jak z fajnej serii zrobić kaszanę dla tzw artystycznych dziwaków. Bond jest jak niedawna reprezentacja Hiszpanii mimo że niby zwycięska to ciężko oglądać i człowiek ziewa po 40 minutach. A Mission jest jak gra Niemiec gol za golem akcja za akcją.
Akurat M:I obejrzałem dzisiaj i chociaż na Spectre byłem w kinie (oceniłem na 8), to Rogue Nation bardziej mi się spodobał. Gdybym obejrzał te filmy w kolejności premier kinowych, to Mr. Bond dostałby maksymalnie 6. Syndykat i Spectre są silnymi tajnymi organizacjami przestępczymi, jednak to ten pierwszy bardziej mnie przekonał. Lane miał jakiś powód, żeby robić to co robił (zniszczyć system, który go ukształtował na osobę którą się stał).
A Oberhauser i ogólnie Spectre? Sieją ferment dla zwyczajnego siania fermentu pod płaszczykiem jakiegoś k&^%* zakonu... W ogóle Waltz zagrał kiepsko (ogólnie jedyna jego akceptowana przeze mnie rola, na podstawie tego co widziałem, to Landa z "Bękartów...", reszta to to samo tylko z innym tłem fabularnym).
I jeszcze zapomniałem o poczuciu humoru i rewelacyjnej roli Simona Pegga. Chyba mam do gościa słabość.
Zgadzam się! A Pegg ma w sobie rzeczywiście coś intrygującego i idealnie się w tę serię wpasowuje, poza tym jak sobie choćby Hot Fuzz przypomnę...
Patrząc na nowe Bondy to jak na razie tylko Skyfall z Javierem Bardem miał fajny klimat i porządnego szwarc charaktera.
w pierwszej chwili pomyslalem sobie , smutno tylko ze MI bez promocji nie ma szans na taka kase jak Bond :/ aleeeee przynajmniej ma WIERNYCH FANOW aaaa nie takich co to zobaczyli reklame i ida do kina zeby na drugi dzien w pracy moc zagadac : A BYLES JUZ NA BONDZIE? ŻAL.pl ..... a co do porownania , nic dodac nic ujac :/ .... kapitalna przygoda , akcja , tempo , humor , lokacje .
Co do reprezentacji nie mogę się zgodzić. Lubię jak grają Hiszpanie. Ale nie o tym chciałem pisać ;) Porównanie obu serii bardzo trafne. Odkąd Bonda gra Daniel Craig nie można liczyć na akcję na dobrym poziomie, a i intrygi nie są jakieś specjalnie wciągające. Oczywiście filmy są technicznie dopieszczone pod każdym szczegółem, ale co z tego skoro marnie się to ogląda. Z kolei nowe "Mission: Impossible" zwaliło mnie z nóg. Już po zwiastunach można było liczyć na zróżnicowaną akcję na wysokim poziomie. Pierwszy raz oglądając film czułem się jakbym oglądał starego dobrego Bonda. Wciągająca intryga, pędząca na złamanie karku intryga, drobne elementy żartu i piękna femme fatale. Coś pięknego :)
To już nie jest Bond, oglądam wczoraj Sepctre w tv i ten Bond to taki ponury gbur.
Przecież Bond to był zawsze szarmancki zawadiaka. To tak jakby zrobić z Skrzetuskiego Zagłobę.
Bardzo ciekawe i moim zdaniem BARDZO słuszne spostrzeżenie. Zgadzam się w całej rozciągłości
W korespondencyjnym pojedynku ze "Spectre" zdecydowanie wygra "Roque Nation". Kiedyś już pisałem, ze trzy ostatnie filmy z serii M:I są bardziej bondowskie od filmów Craiga. Mają więcej klasy, humoru, akcji, pomysłowości, a także mają ciekawiej rozpisane intrygi. Te filmy są tym czym współczesne Bondy powinny być. To niesamowite, że ja, fanatyk serii o Bondzie, więcej tego ducha czuje w filmach z Cruisem.