Pytanie tylko - co zrobiłby Con, gdyby rzeczywiście wybrała Matty'ego? Bo przed jego porywczością, którą można zaobserwować już w jednej z pierwszych scen gdy w obronie Belli - że tak powiem kolokwialnie - wali facetowi z główki, nie chroniły nawet więzy krwi (patrz: omal nie zabił starszego brata kosą). Ale mimo wszystko to Ben Chaplin (Con) zaczarował.
A tak w ogóle to fajnie było obejrzeć w niedzielę, o przyzwoitej porze film z historią romantyczną, ale nie w stylu dzisiejszych komedii romantycznych, film, o którym nigdy wcześniejnic nie słyszałam, z dobrym aktorstwem.